niedziela, 6 grudnia 2009

W telegraficznym skrocie

Bezposrednio z Potosi jedziemy do Sucre, oficjalnej stolicy Boliwii. Sucre, ktore calkiem slusznie zwane jest Bialym Miastem, nie przypomina zadnej z boliwijskich miejscowosci, ktore widzielismy do tej pory - budynki sa zadbane (wlasciciele zobowiazani sa bielic je co rok),


wokol mnostwo zieleni, jadac autobusem czy taksowka mija sie bogate wille. Calkiem przyjemne miejsce na jednodniowy odpoczynek.


Po 10 godzinach jazdy autobusem witamy sie znow z La Paz, ale tylko po to, zeby zaraz znow je pozegnac. Wybieramy agencje organizujaca zjazd slynna Droga Smierci, tudziez Najniebezpieczniejsza Droga Swiata i nastepnego dnia juz nas nie ma.


Droga Smierci, ktora do 2006 roku stanowila jedyne poloczenie z miejscowosciami znajdujacymi sie w polnocnej czesci boliwijskiej selwy, zyskala swe miano dzieki ponuremu zniwu, ktore zbierala co roku wsrod zmotoryzowanych. Srednio dwadziescia kilka pojazdow rocznie (z czego pewnie znaczna czesc to autobusy) konczylo w przepasci, co po uwzglednieniu stosunkowo niewielkiego natezenia ruchu, stanowi porazajaca statystyke. Droga splywa serpentynami z wysokosci 4700 m n.p.m. do wysokosci 1100.


Na gorze przydaje sie czapka, na dole stroj kapielowy. W ciagu kilku godzin na wlasnej skorze odczuwamy zmieniajace sie strefy klimatyczne, co w polaczeniu z przepieknymi widokami, robi na nas ogromne wrazenie. Przydrozne krzyze daja zas do myslenia.


Po kilkudziesieciu kilometrach na dwoch kolkach zatrzymujemy sie na noc w przepieknie polozonym hotelu w Coroico: moczymy sie w basenie, bujamy w hamakach i upijamy pysznym boliwijskim winem...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz