Wielkie marzenie sie spelnia. Jedziemy do dzungli.
Robimy krotki rekonesans po agencjach turystycznych w Cusco (jest ich podobno okolo 400!!!) i wybieramy niejakiego Frediego - strzal w dziesiatke (poczucie humoru glownym kryterium doboru). Nasza grupa sklada sie jeszcze z dwoch mlodych Austriakow - Matthiasa i Lukasa. Sklad okazuje sie idealny. Przez najblizsze dni bawimy sie razem naprawde swietnie.
O swicie ruszamy przez Andy w strone tzw. wrot dzungli. Zjezdzajac z gor mijamy kolejne strefy klimatyczne - trawiaste gory czyli pune, lasy chmurowe (cloud forests - obserwujemy tu narodowego ptaka Peru - cock of the rock),
Nastepnego dnia przesiadamy sie na lodz i plyniemy do chatki w dzungli. Tam przez kolejne dwa dni dostajemy przedsmak tego, czym jest dzungla (tak na zaostrzenie apetytu, bo zeby naprawde ja poczuc, trzeba by znacznie wiecej czasu).
Fredy dorastal w dzungli, wiec okazuje sie swietnym przewodnikiem.
Raczy nas opowiesciami o jaguarze, ktory podchodzil do niego pod dom, o lowieniu ryb za pomoca dynamitu, o wlasciwosciach roznych roslin. Pomaga nam dostrzec wiele zwierzat. Pokazuje zuczka, ktory swieci w nocy prawie tak mocno, jak latarka, chodzaca palme (rocznie przemierza dystans 10 cm), malego kajmana, kapibare, ktora nic sobie nie robi ze swiatla latarki, rozne gatunki ptakow...
Jest tez troche czasu na blogie lenistwo: zalegiwanie w hamaku, plywanie w rzece, zamartwianie sie malarycznymi komarami, wymiane peruwiansko-austriacko-polskich pogladow i doswiadczen.
Az ciarki przechodza, kiedy sobie wyobrazic, jak daleko ciagnie sie dzungla i jak nieprzebyty to teren. Wcale mnie nie dziwi, ze tyle osob czuje nagle zew przygody i pod roznymi pretekstami rusza wglab amazonskiej selwy...
Wiecej zdjec: