wtorek, 20 października 2009

King of the jungle

Wielkie marzenie sie spelnia. Jedziemy do dzungli.
Robimy krotki rekonesans po agencjach turystycznych w Cusco (jest ich podobno okolo 400!!!) i wybieramy niejakiego Frediego - strzal w dziesiatke (poczucie humoru glownym kryterium doboru). Nasza grupa sklada sie jeszcze z dwoch mlodych Austriakow - Matthiasa i Lukasa. Sklad okazuje sie idealny. Przez najblizsze dni bawimy sie razem naprawde swietnie.
O swicie ruszamy przez Andy w strone tzw. wrot dzungli. Zjezdzajac z gor mijamy kolejne strefy klimatyczne - trawiaste gory czyli pune, lasy chmurowe (cloud forests - obserwujemy tu narodowego ptaka Peru - cock of the rock),

az w koncu docieramy do Pilcopaty - wioski polozonej nad rzeka Alto Madre de Dios. Pierwsze wrazenie (a ono jak wiadomo liczy sie najbardziej) jest niesamowite. Miejsce na totalnym odludziu (kilka godzin jazdy przez gory do najblizszej miejscowosci). Atmosfera tropikalnego rozkladu i lenistwa. Chatki sklecone byle jak i z byle czego. Ogluszajacy swiergot ptakow i owadow. Ludzie przesiadujacy na ulicach i przygladajacy sie nam z ciekawoscia. Wielka czarna malpa spacerujaca zakurzonymi ulicami (urwala sie na przechadzke z domu swojego wlasciciela). Hostel, w ktorym zamiast szyb w oknach sa tylko siatki. Moskitiery nad lozkami. Cudowny syf :) Zastanawia nas, po co wlasciwie istnieje taka miejscowosc. Z pozoru wydaje sie bowiem, ze ludzie zajmuja sie tu glownie ocieraniem potu z czola. Ale nie. Kilka lat temu wiekszosc pracowala przy wycince drzew. Obecnie przerzucili sie na bardziej dochodowa uprawe koki i produkcje kokainy. Tylko nieliczni nobliwie uprawiaja owoce i ryz na pobliskich polach.



Nastepnego dnia przesiadamy sie na lodz i plyniemy do chatki w dzungli. Tam przez kolejne dwa dni dostajemy przedsmak tego, czym jest dzungla (tak na zaostrzenie apetytu, bo zeby naprawde ja poczuc, trzeba by znacznie wiecej czasu).


Fredy dorastal w dzungli, wiec okazuje sie swietnym przewodnikiem.

Raczy nas opowiesciami o jaguarze, ktory podchodzil do niego pod dom, o lowieniu ryb za pomoca dynamitu, o wlasciwosciach roznych roslin. Pomaga nam dostrzec wiele zwierzat. Pokazuje zuczka, ktory swieci w nocy prawie tak mocno, jak latarka, chodzaca palme (rocznie przemierza dystans 10 cm), malego kajmana, kapibare, ktora nic sobie nie robi ze swiatla latarki, rozne gatunki ptakow...

Chodzaca palma na drugim planie.



Jest tez troche czasu na blogie lenistwo: zalegiwanie w hamaku, plywanie w rzece, zamartwianie sie malarycznymi komarami, wymiane peruwiansko-austriacko-polskich pogladow i doswiadczen.

Az ciarki przechodza, kiedy sobie wyobrazic, jak daleko ciagnie sie dzungla i jak nieprzebyty to teren. Wcale mnie nie dziwi, ze tyle osob czuje nagle zew przygody i pod roznymi pretekstami rusza wglab amazonskiej selwy...


Wiecej zdjec:

5 komentarzy:

  1. 'cock of the rock'?!? no niezle... ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ej, kapibary sa zajebiste :) Ponoc sie latwo oswajaja - przywiezcie jedna to zobaczymy ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. ja bym sie skusil na swinke morska :) ciekawe jak by ja przygotowac z kapusta zasmarzana i ziemniakami :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Człowiek miał nadzieje na jakąś południowo-amerykańską telenowelę z interesującymi zwrotami akcji itepe, a tu sprawozdania jak z National Geographic...
    Skandal!

    /Zgłoście się z tymi zdjęciami gdzieś, bo marnujecie talent
    Pozdrowienia!!!!!

    OdpowiedzUsuń