wtorek, 6 października 2009

A droga dluga jest...

Po 3 dniach w Limie, wsiadamy do autobusu zmierzajacego do Cusco. Przed nami 21h jazdy, najpierw autostrada Pan Americana prowadzaca na poludnie do Chile, wzdluz wybrzeza, pozniej, od Nazca, gorskimi serpentynami az do celu podrozy. Nasze bagaze zostaja odprawione tuz przed odjazdem, tak aby nikt nie zdolal ich ukrasc. Jeszcze tylko ´pamiatkowe´ zdjecie do albumu (wzgledy bezpieczenstwa) i odjazd.


Calkiem niedawno zdarzalo sie, ze uzbrojone bojowki MRTA czy tez Swietlistego Szlaku (Sendero Luminoso) napadaly na autobusy, stad naprawde bardzo wysoki poziom bezpieczenstwa (przynajmniej w Cruz del Sur - u przewoznika, ktorego my wybralismy). Polozenie pojazdow jest monitorowane 24h, a kazde nieplanowne zatrzymanie ´na kupe´ kierowca musi zglosic do centali. Pasazerowie przed wejsciem do pojazdu sa przeszukiwani i fotografowani - tak na wszelki wypadek, gdyby sie okazalo, ze ktorys z nich to terrorysta. Ja zmuszony bylem rozstac sie z moim nozem (oczywiscie do smarowania masla).

Sama droga, mimo bardzo wysokiego standardu busa (w Polsce takich nie mamy), okazuje sie meczaca. Pierwszy autostradowy etap podrozy mija nam jednak ekpresowo. Na poczatku ekscytujemy sie pustynnymi widokami i Pacyfikiem, ktory widzimy pierwszy raz w zyciu.




Wkrotce jednak, mijajac kolejne wioski i miasteczka, wpadamy w lekkie przygnebienie. Wszedzie widac wszechobecna biede. Wszedzie niedokonczone budynki ze sterczacymi w niebo zbrojeniami, wszedzie dominuje ten sam, szaro-ceglasty kolor. Wszystko spowite pylem pustyni. Niemal calkowity brak zieleni. Tylko niekiedy zdarzaja sie zielone wyrwy - miejsca nawadniane przez rzeki splywajace z Andow. Miejscowych nie opuszcza jedanak czarny humor - zdezelowana, zasyfiona knajpa w samym srodku niczego nosi np. nazwe El Dorado. Niezly kontrast w porownaniu z amerykanskimi filmami, ktore serwuja nam w autobusie.




Etap gorski zaczyna sie poznym wieczorem, zaraz po opuszczeniu Nazca. Autobus przez kilka godzin lawiruje na zakretach i przechyla sie to w jedna to w druga strone, po drodze wznoszac sie na wysokosc 4800m npm. Przy zaslonietych oknach, bez zadnego stalego punktu odniesienia, wydaje mi sie jakbym plywal. Reszta pasazerow, zdaje sie, czuje to samo, bo zaczyna sie rzyganie. Znosze wszystko calkiem dobrze, ale Marta, mimo iz nigdy wczesniej nie miala choroby lokomocyjnej, zaczyna miec nudnosci (pewnie przez nadmierna zmiane wysokosci). Na szczescie, zupelnie przypadkiem, mamy stosowne ziolka (jeszcze w Limie bardzo sympatyczny Kanadyjczyk podzielil sie z nami swoimi lekami, za co jestem mu dozgonnie wdzieczny).

Przekraczajac ostatnia porzelecz, mamy okazje ogladac Cuzco w calej okazalosci. Widoki na pewno warte rzygania.




W Cusco jestesmy planowo o 11-tej nastepnego dnia.

9 komentarzy:

  1. Czytam jak powieść. Jestem tam trochę z Wami. Całusy dla Marty!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. znaczy sie - a kupe kierowcy sfotografowali, ja bym sfotografowal, w razie czego...

    trzymcie sie i fotuj ile sie da...

    OdpowiedzUsuń
  4. niezle! jak na razie post dzien po dniu;) tak trzymac;) ciekawi mnie czy macie tez zamiar wybrac sie szlakiem Ernesta Malinowskiego, tj ta trasa kolejowa na jakiejs tam hardkorowej wysokosci (4800m?) i sfotografowac sie z jego pomnikiem;)

    poczatkowo zdziwily mnie doniesienia o licznych przypadkach powaznych niedomagan ale zdalem sobie sprawe ze nie tylko wysokosc bezwzgledna trasy, ale rowniez wzgledna (4600m) to przeciez co najmniej polowa wysokosci jaka osiagaja zapewne duzo szczelniejsze samoloty!

    OdpowiedzUsuń
  5. Spotkalismy w Limie ekipe, ktora osmego bedzie jechac ta koleja. Przyznam, ze mnie zaintrygowala. Moze tez pojedziemym, jak znajdziemy jakis termin dogodny i kilka dodatkowych zielonych w portfelu...

    OdpowiedzUsuń
  6. Napiszcie nazwe ziolek, poki pamietacie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. A co? masz zamiar tez sie tam wybrac? :)

    Napiszcie napiszcie, ciekawy jestem czy to na chorobe wysokosciowa, czy cos innego

    OdpowiedzUsuń
  8. Wlasnie - pytanko - z jakiej wysokosci startowaliscie i ile spedziliscie w Limie? Jesli tylko kilkanascie godzin to slabo jak na aklimatyzacje przed 4600, nie ma co oczekiwac cudow:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ej stary - Lima lezy nad oceanem... :)
    Ziolka to byly jakies takie na bazie imbiru. W tabletkach. I zdaje sie przywiezione z Kanady.

    OdpowiedzUsuń