sobota, 17 października 2009

Choquequirao czyli fuerza del oso

Szybka decyzja. Ruszamy na czterodniowy trek do inkaskich ruin Choquequirao. Decydujemy sie na w pelni samodzielne wykonanie (wiekszosc turystow korzysta z pomocy arrieros, z angielska ladnie zwanych donkey drivers - zwierzaki niosa wszystkie toboly, a arrieros sluza za przewodnikow, kucharzy i pomagierow).
Docieramy do Cachory, malej wioski, w ktorej zaczyna sie trasa. Niemal od razu jakis miejscowy oferuje nam swoje uslugi w roli arriero, my jednak twardo odmawiamy, mowiac, ze chcemy sprobowac swoich sil. W odpowiedzi slyszymy tylko, ze bedzie nam potrzebna sila niedzwiedzia - fuerza del oso. Slowa te okaza sie prorocze...


Pierwszy dzien nie bylby ciezki, gdyby nie upal. Pokonujemy 19 km i docieramy do Chiquiski - uroczego pola namiotowego. Rozbijamy sie miedzy bananowcami a bawelna.

Nowa twarz Chuiquity


W dole huczy rzeka Apurimac. Wlasciciele pola maja tez mala hodowle swinek morskich (ciekawe czy z przeznaczeniem do konsumpcji) - po raz pierwszy mamy okazje przekonac sie, jak cos takiego wyglada. Zwierzaki ganiaja po szopie (ktora sluzy tez jako kuchnia) i popiskuja mniej lub bardziej radosnie.


Z pola widac tez nasza droge na nastepny dzien - 1500 metrowe przewyzszenie do pokonania. Ciagle w gore i w gore. Trzeba wstac wczesnie. Tyle ze wczesnie rozumiane przez nas (5 rano), to zdecydowanie za pozno. O tej porze na polu nie ma juz prawie nikogo. Szybko przekonujemy sie dlaczego. O 8 rano upal jest juz nie do zniesienia. Pniemy sie jednak dzielnie w gore. O 11 pasujemy. Postanawiamy zrobic 3 godz przerwy, zeby nie pasc z goraca. W nagrode za cierpliwosc dostajemy troche chlodnego wiatru i chmur. Tylko dzieki temu udaje nam sie pokonac reszte trasy. Na polu pod Choquequirao wita nas poznany wczesniej Anglik: ¨How was the hell?¨ - rzeczywiscie droga byla iscie piekielna, nie tylko ze wzgledu na koniecznosc pokonania takiego wzniesienia, ale przede wszystkim ze wzgledu na straszliwy upal. Ale udalo sie. Jestesmy z siebie bardzo dumni. W nagrode dostajemy oszalamiajace, gwiezdziste niebo.

Nastepnego dnia wczesnie rano wloczymy sie po ruinkach...


...a takze spedzamy dluzsza chwile na obserwacji gromadki kolibrow, jedzacych sniadanie na pobliskim krzaku.


Droga powrotna jest dosc nudna i denerwujaca (to, co z takim trudem zdobylismy, idzie na zmarnowanie). Czesc trasy urozmaica nam poznany wlasciciel pola namiotowego - coz, moj hiszpanski pozostawia jeszcze wiele do zyczenia...


Przezywamy tez wielkie emocje, kiedy nad nami pojawia sie nagle ogromny cien. Okazuje sie, ze to najprawdziwszy andyjski kondor. Przelatuje nad nami calkiem nisko. Podobno o tej porze dnia kondory czesto pokonuja te trase w poszukiwaniu pozywienia. Andy przyjely nas laskawie.

Wracamy do Cachory, ktorej tez nalezy sie kilka slow. Wioseczka - jak wszedzie - zabudowana jest domami wykonanymi z niewypalanej cegly, zwanej adobe. Na budynkach pozostalosci po lokalnych wyborach na burmistrza - wymalowane wprost na murach napisy wyborcze. Wszedzie mnostwo malenkich sklepikow - ciemnych, ciasnych, zastawionych dobrem wszelakim, w tym np. podkowami (z pewnoscia jeden z bardziej pozadanych artykulow w takim miejscu). Po glownym (jedynym) placu biegaja owce, swinie i dzieci.

Wszyscy nas pozdrawiaja. Jakis chlopiec prowadzi nas do zaprzyjaznionej wlascicielki ´hospedaje´, u ktorej rozbijamy sie z namiotem i zamawiamy iscie krolewski obiad (po 4 dniach na zupkach chinskich i makaronie jestesmy wyglodniali jak wilki). Kladziemy sie ´tylko na chwile´ o 19 i budzimy rano...





Wiecej zdjec:

3 komentarze:

  1. Hej!

    Wlasnie jestesmy w poblizu i szukalem informacji o Choquequirau. Nie napisaliscie podsumowania. Czy warto? Co byscie polecili. Brac tego osla czy jednak sie wykazac? Ciekawe czy teraz w grudniu bedziemy narzekac na nadmiar slonca czy deszczu...
    pozdrawiam

    Michal

    OdpowiedzUsuń
  2. acha, zapomnialem dodac. swinki (cuy) jak najbardziej do jedzenia. probowalismy sobie takiej na polnocy peru, 20 soli po polowce na dwie osoby. nie dalem rady. mieso wcale nie rewelacyjne, ale te wszystkie wnetrzosci zatamowaly moj apetyt...
    pozdr!
    M.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej, wybacz, nie zauważylem Twoich komentarzy.
    Pewnie już po ptokach z tym Choquequirao, ale gdybyście mieli jakieś inne pytania to uderzaj na mejla. Linki są pod każdym postem. Pozdrowienia, bawcie się dobrze.

    OdpowiedzUsuń